Dawid Osicki znów w akcji

2023-05-12 08:43:20(ost. akt: 2023-05-12 09:03:53)

Autor zdjęcia: archiwum Dawida Osickiego

Ma być trudno, ciężko, ma boleć, trzeba przekraczać swoje kolejne granice, poznawać je, odkrywać swoje ciało na nowo. Dawid Osicki z Lubawy, niejednokrotnie pokazał, że jest twardzielem. Znów to zrobił!
To co robi Dawid Osicki to nie jest zwykłe bieganie! Bo czy 80 kilometrów trasy z 1900m przewyższeń to zwykłe bieganie? Zdecydowanie wyczyn godny uznania.
Podczas "Ultawysoczyzny" do wyboru były cztery dystanse, on wybrał ten najdłuższy — "Ryk jelenia". Limit czasu na pokonanie 80 km wynosił 14 godzin, Dawid Osicki zrobiło to w czasie 8:45 co dało mu 14/212 msc open i 1 msc w kategorii wiekowej i opowiedział o tym jak wygląda taki bieg z perspektywy samego zawodnika.

Tak było
"Bieg zaczął się d 5 rano. Na starcie było ponad 200 osób. Czułem ten dreszczyk emocji. Wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany i chciałem powalczyć o jak najlepszy czas i miejsce. Pierwsze 7 km było dość trudne technicznie, bieg w pięknym parku pełnym wąskich zakrętów i podbiegów, ale takie jest właśnie bieganie w terenie. Kolejne kilometry były już łagodne. Pamiętam słowa trenera dzień przed startem, bym się nie podpalił za mocno na początku i to jest święta prawda o biegach ultra. Więc, gdy pierwsze 10 km zrobiłem w czasie lekko ponad godzinę, wcale się tym nie przejmowałem. Na 15 km trasy mieliśmy punkt odżywczy, z którego w ogóle nie skorzystałem, ponieważ miałem ze sobą wszystko co potrzebowałem i pobiegłem dalej. W ten sposób udało mi się wyprzedzić kilka osób. Biegło się bardzo dobrze po drodze spotykałem grupkę rowerzystów, którzy kibicowali i było bardzo ok. W takim nastroju dobiegłem do drugiego punktu odżywczego na 31 km. Uzupełniłem wodę, zjadłem pół banana i ... tutaj już złapał mnie kryzys, nie potrafiłem przyspieszyć, czułem się zmęczony, miałem wrażenie jakbym miał nie przespane kilka nocy, gdzieś ta chęć rywalizacji mi uciekła i zaczęło być mi obojętne, które miejsce zajmę. Dobiegając w takim stanie do trzeciego punktu odżywczego na 45 km, który był wyposażony niczym swojski stół na weselu i panie wesoło śpiewające, aż pozwoliłem sobie na dłuższy odpoczynek. Nie mogłem się oprzeć tym wszystkim rarytasom jakie serwowano i miałem ławeczkę by chwilę odpocząć. Po jakiś 7 minutach ruszam w dalszą drogę podłączając się do jednego z zawodników. Nie minęło 300 m, a my już wbiegliśmy w nie tą drogę, nogi były lekko zmęczone, ale trochę przyspieszyliśmy, by odrobić to co straciliśmy. W międzyczasie czasie byłem z Asią na łączach i informowała mnie o mojej pozycji, to wiele dawało komfortu psychicznego. Wiedziałem, że jestem 1 w kategorii, a w open bywało różnie. Kryzys raczej nie odpuszczał. Dobiegam do punktu na 58 km i widzę jak z daleka kiwa moja Asia. Witam się z nią, jej bratem i jego dziewczyną. Uzupełniam wodę, jem przekąski. W międzyczasie wyprzedziły mnie dwie osoby. Na odejściu powiedziałem, że rozpędzam lokomotywę. I tak też się stało".

Przełomowy punkt
Po odejściu od tego punktu kilometry zaczęły mu coraz szybciej uciekać. Dawid wspomina, żeczuł się coraz lepiej, nagle odzyskał siły, przeszły bóle i był bojowo nastawiony na wynik. Podbiegał pod każdą górkę i górę. Wbiegając pod bardziej strome góry powtarzał sobie "dajesz Dawid tak samo jak na bieżni mechanicznej ze skosem małymi krokami i będziesz na górze "
— Nie patrzałem ile zostało tego podbiegu, lecz pod nogi, to mi pomagało. W końcu dobiegam do ostatniego 5 punktu tam też czekała na mnie moja ekipa. Szybka wymiana słów, uzupełnienie co mi potrzeba i wtedy Asia mnie informuje, że osoba z mojej kategorii praktycznie już stoi za mną. Chęć walki cały czas była ze mną i od razu ruszyłem dalej w trasę by do domu przywieźć statuetkę za 1 msc. — relacjonuje.
Chęć wygranej niosła mnie go na duchu. Udało się wypredzić dwie osoby, które zaraz po tym odpłaciły mi się mu tym samym.
— Wkrótce nasza 3 się pogubiła, a zegarki z wgranymi trasami zaczęły wariować. Nie byłoby tej sytuacji, gdyby ktoś w bardzo newralgicznym miejscu na zejsciu i podejściu nie postanowił zerwać szarfy. Straciliśmy kilka minut na szukanie odpowiedniego zejścia. Byliśmy trochę wściekli za takie zachowanie. Kiedy tylko weszliśmy na odpowiednią ścieżkę zacząłem napierać do mety pozostało już tylko jakieś 10 km, a miałem wrażenie, że cały czas się rozkręcam wyprzedziłem kolejnych zawodników. Myśl o tym, że niedługo będzie koniec i na mecie będzie czekać moja kochana dziewczyna dawała wielkiego kopa i uśmiech na twarzy. Z daleka było już słychać spikera i cały zgiełk zawodów, na kilka set metrów przed metą stali kibice i gratulowali. W końcu dobiegam do mety, trochę zmęczony, ale zadowolony — podsumowuje Dawid Osicki i nie ukrywa, że to był bardzo start, mim0 trudności.

Jest podium!
— Bardzo się cieszę z umiejętności rozłożenia sił na całej trasie. Może ten kryzys był mi potrzebny, bo inaczej bym utrzymywał tempo zbyt wysokie i dobiegł bym ostatecznie znacznie później. A kto to wie... napewno Ich obecność zdziałała cuda — mówi z uśmiechem —Dziękuję Asiu za wszystko, to jak znosisz moje trenowanie i ciągłe gadanie o sporcie, przygotowywanie jedzenia przed zawodami, które jest kluczowe i wspieranie mnie w moich zmaganiach. Dziękuję Patrykowi Lewandowskiemu i Justynie Kotrys za kibicowanie na miejscu. I wielkie podziękowania dla Was, dla każdego kto to czyta, bo wiem że trzymacie zawsze za mnie kciuki. Katalpa Producent Domów Drewnianych dziękuję za wsparcie — podsumowuje Dawid Osicki, a my serdecznie gratulujemy i trzymamy kciuki za kolejne straty. Wiemy, że Dawid szykuje coś naprawdę mocnego!

red.
lubawa@gazetaolsztynska.pl

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5