Polski nigdy nie wymazano z ludzkich serc

2020-11-16 12:00:00(ost. akt: 2020-11-17 08:43:04)

Autor zdjęcia: archiwum

Na początku miesiąca wspominamy tych, którzy odeszli, natomiast dzień 11 listopada przypomina historię polskiego narodu i walki o niepodległość. Prezentujemy rozmowę Bernarda Jacka Standary z Antonim Dembowskim, kupcem z "optanckim" rodowodem.
Już samo stwierdzenie, że przodkowie kogoś w plebistycie 1920 roku optowali za Polską, określały go jako dobrego Polaka. Dawniej jeszcze pod zaborami Polacy stanowili ogromną większość w Lubawie.

Trafiliśmy do Lubawy
W okresie międzywojennym lubawski handel przeszedł całkowicie w polskie ręce. Jego szeregi zasiliło także wielu "optantów", którzy po przegranym plebistycie właśnie na Ziemi Lubawskiej znaleźli spokój i azyl. Wtedy do naszego miasteczka przybyli moi rodzice - zaczął swoje wspomnienie Antoni Dembowski - Im także zdawało się, że właśnie tu znaleźli spokojną przystań. Wszystko zmieniła jednak wojna i okupacja. Początkowo wydawało się, że jakoś to przeżyjemy. Matka była katoliczką, znała język niemiecki i przekazała nam jego zawiłość, aby łatwiej było nam się poruszać w nowej rzeczywistości. Wtedy bowiem zmuszony bylem chodzić do niemieckiej szkoły. Początkowo uczęszczaliśmy wszyscy razem, a więc Polacy z Niemcami. Elementarna nauka dzięki pomocy matki nie sprawiała nam żadnej trudności mimo, że Niemcy przy pomocy różnych metod dążyli do moralnego załamania polskiej ludności. Zależało im zwłaszcza na młodzieży, którą wcielali przymusowo w szeregi wehrmachtu. Tych, którzy nie chcieli "indeutchowania", czekały represje i szykany. Świadczy o tym dobitnie urywek wezwania (Aufruft) gauleitera Alberta Forstera: "Ten, kto wezwanie odrzuci, musi zdawać sobie sprawę z tego, że w przyszłości traktowany będzie jako taki, który nie należy do niemieckiej wspólnoty...".

Pospolite ruszenie
Matka moja, która już raz optowała za Polską, volklisty nie podpisała. Na skutek tego mnie oraz wiele innych koleżanek i kolegów, których rodzice postąpili podobnie, oddzielono od "volkdeutschów". Nauka dla nas Polaków miała zakończyć się na nauce pisania, czytania i czterech matematycznych działaniach.Ci, którzy mieli w rodzinie mężczyzn zdolnych do noszenia broni, zostali w różny sposób do "eindeutschów" zmuszeni. Za to otrzymali wprawdzie lepsze kartki żywnościowe i byli traktowani bardziej po ludzku. W zamian jednak zostali odziani w mundury fledgradu i pognani na "west" lub "ostfront". Najgorzej było na wschodzie, czyli na ostfroncie, gdzie z powodu tęgich mrozów i nieznajomości języka rosyjskiego, zginęło wielu lubawiaków. Ci, którzy nie nadawali się do służby liniowej, zostali wciągnięci przy końcu wojny do volkssturmu - pospolitego ruszenia walczącego na swym posterunku przy końcu wojny tak, że III Rzesza jeszcze szybciej się rozpadła. Sami Niemcy podają, że w czasie egzaminu na volkssturmistę pewien lubawiak na pytanie: co zrobi gdy zobaczy rosyjski czołg - odpowiedział: Zatrzymam go krzycząc "halt" i poproszę o ausweis (dowód). Niestety wkrótce skończyło się także moje chodzenie do szkoły - kontynuował Antonii Dembowski.

Praca u "araba"
- Zostałem skierowany do Arbeitstamu (urzędu pracy), a stamtąd do Niemca rodem aż z Besarabii, których tu nazywano "arabami". To był rok 1944, hitlerowcy nieśli jednak jeszcze głowy wysoko, a nas niewolników trzymali krótko. Ów "arab" siedział na gospodarce Bolesia Zawadzkiego. Gonił nas do roboty od rana do nocy, karmiąc tylko zwodaczami. Zapłaty nie dostawaliśmy wcale. Kiedy przy ciągłej pracy buty mi się dosłownie rozleciały i poprosiłem o talon na buty, dostałem go, lecz pięciu marek za obuwie "arab" nie zapłacił. Ostatni grosz dołożyła mi matka. Praca u Niemca była ciężka. Do oprzętu wstawało się już na piątą, pracowało do późnego wieczora, spało w chlewie z wytłuczonymi szybami w oknach. Kiedy zaproponowałem odniesienie okna do szklarza, Niemiec zbył mnie milczeniem. Często w zimę uciekałem w nocy do domu, aby wyspać się choć kilka godzin w cieple. Pracujący ze mną Bronek Obuchowski podobnego traktowania nie wytrzymał i wkrótce uciekł. Wkrótce SS-mani złapali go i pobili tak okrutnie, że wybite zęby leżały na podłodze, a ściany były obryzgane krwią. Jego matkę wtedy zwołano, by miejsce kaźni własnoręcznie wyszorowała i wysprzątała...
Okupacyjne miasto wyglądało jak katafalk pokryty kirem, zaś lubawskie łazienki były przeraźliwie puste. cdn.

Dziś, gdy cieszymy się wolnością i niepodległością, gdy żyjemy w czasach pokoju, opisy jak powyższy mogą się nam "nie mieścić w głowie". Co oznacza dla Nas NIEPODLEGŁOŚĆ? Za nami 102 rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę, ale jak to interpretujemy? Czy znamy sens tego słowa? Niepodległość to niezależność państwa od formalnego i nieformalnego wpływu innych jednostek politycznych, to polski dom, polska szkoła, groby przodków, obyczaje, kraj dzieciństwa, to znaczy, że państwo stało się wolne i nie prowadzi żadnych wojen, pozwala nam i naszym dzieciom realizować swoje cele, to państwo, które szanuje prawa swoich obywateli, to szacunek dla języka, polskiej historii, a także praca na rzecz państwa w ramach tych obowiązków, które mamy, to bezwzględne poszanowanie Konstytucji, która obowiązuje w danym kraju.

red. lubawa@gazetaolsztynska.pl

fot. Wspomnienie obchodów w Sampławie. 2015 rok, wieczornica, której celem było wspólne uczczenie Narodowego Święta Niepodległości. Uroczystość była poprzedzona mszą świętą w intencji Ojczyzny. Z archiwum Szkoły Podstawowej w Sampławie.





2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5