Teleporada to nie leczenie?

2020-08-21 12:00:00(ost. akt: 2020-08-22 07:37:03)

Autor zdjęcia: Pixabay

Przychodnie musiały się dostosować do sytuacji pandemicznej, więc Ministerstwo Zdrowia zarekomendowało teleporady medyczne. W teorii miały przyspieszyć i uprościć leczenie pacjentów, a w praktyce wprowadziły sporo chaosu i błędne diagnozy.
Do dziś w wielu przychodniach (albo większości) można zastać zamknięte drzwi. Przed tymi otwartymi tworzą się długie kolejki. Cierpią na tym zwłaszcza seniorzy, którzy po kilka godzin stoją w kolejkach do przychodni lub apteki.
Teleporad udzielają m.in. lekarze rodzinni, dermatolodzy, pediatrzy. kardiolodzy, ginekolodzy, czy endokrynolodzy. To efekt koronawirusa i reorganizacji pracy placówek medycznych, które przyjmują pacjentów tylko w „wyjątkowych” sytuacjach. Trochę to dziwne, skoro prywatne wizyty mają się całkiem dobrze i na prywatną wizytę lekarze przyjmują już chętniej. Działają też przecież dentyści.
Ale to nie jedyny zarzut. Ministerstwo Zdrowia zachęca na swoich stronach do korzystania z teleporad:
„W okresie wzmożonej aktywności wirusów, osoby przewlekle chore nie muszą osobiście odwiedzać lekarza, aby kontynuować leczenie. Po konsultacji telefonicznej bądź poradzie online mogą otrzymać e-receptę SMS-em lub e-mailem”. Do tego dochodzi też opcja e-zwolnienia. I o ile faktycznie można powiedzieć, że to krok ku cyfryzacji, to jednak nie wszędzie ma ona rację bytu. Co w przypadku np. zapalenia ucha u dziecka, która dzisiaj też często kończy się teleporadą, a tak być nie powinno?
Co ciekawe same diagnozowanie na odległość jest w Polsce dostępne od 5 listopada 2019 roku. Wykładnia NFZ jest prosta. Prezes Funduszu stwierdził wyraźnie, że teleporada zwiększa bezpieczeństwo pacjentów. Z tym jest jednak różnie...
Błędy
Chyba najgłośniejszym błędem w diagnozie przez telefon był przykład dwulatka, który trafił na kwarantannę. Do szpitala im. S. Żeromskiego w Krakowie trafił już w ciężkim stanie. Dopiero w szpitalu stwierdzono u niego sepsę. Lekarz rodzinny nie zbadał chłopca, bo ten był na kwarantannie, a do sanepidu rodzice nie mogli się po prostu dodzwonić. Dziecko dostało tylko maść na zmiany skórne.
Kolejny przykład? Lekarz rodzinny ze Szczecina rozpoznał u pacjenta infekcję. Później okazało się, że był to ciężki obrzęk płuc. Jeden z ratowników medycznych miał powiedzieć redakcji Polsat News, że pacjent trafił do szpitala z dusznością i kaszlem, a przez teleporadę dostał e-receptę na Flegaminę. Mamy też przykłady z naszego podwórka — od czytelników.
— Mój mąż jest młodym człowiekiem, ale miał w rodzinie przypadki problemów z niskim ciśnieniem. Jego niestety też dopadło. Nie mógł wstać z łóżka, więc powiedziałam mu, że koniecznie musi zadzwonić do lekarza. Opisał problem, a lekarz stwierdził, żeby „wypił małą kawkę, to może się polepszy” — relacjonuje pani Katarzyna w mailu do redakcji. — W szpitalu okazało się, że potrzeba było kilka worków krwi.
Z kolei wnuczce pani Marty lekarz stwierdził atopowe zapalenie skóry…
— Kazał córce zrobić zdjęcie zmian na skórze dziecka. I na odległość stwierdził, że to atopowe zapalenie skóry. Przecież nawet nie był dermatologiem — zauważa.
Odpowiedzialność za pacjenta
Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że niewiele osób wie o tym, co Kodeks Etyki Lekarskiej mówi na temat badania pacjenta na odległość. Lekarz, który wyda diagnozę bez zbadania pacjenta naraża się na odpowiedzialność dyscyplinarną. Kontakt z chorym jest tutaj w zasadzie obowiązkiem, bo wydanie orzeczenia bez kontaktu — zgodnie z Kodeksem Etyki Lekarskiej i wyrokami sądów — jest możliwe tylko w przypadku zagrożenia życia.
Głośno było też o sprawie psychiatry, który wystawił zaświadczenie o stanie zdrowia psychicznego pacjenta, wobec którego syn chciał przeprowadzić procedurę ubezwłasnowolnienia w postępowaniu sądowym. Rozmowę przeprowadzono przez drzwi, a sąd lekarski ukarał lekarza naganą.
O to, czy pacjent ma prawo domagać się klasycznej wizyty w gabinecie lekarskim (zamiast teleporady) zapytaliśmy Narodowy Fundusz Zdrowia:
— W sytuacji, gdy stan zdrowia pacjenta tego wymaga ma on prawo do skorzystania z osobistej wizyty w poradni. Zgodnie ze rekomendacją krajowego konsultanta ds. medycyny rodzinnej, wizytę w poradni powinien poprzedzić wywiad telefoniczny, po którym lekarz zdecyduje, czy wizyta na miejscu w poradni jest konieczna, czy wystarczy teleporada — informuje Sylwia Wądrzyk, rzeczniczka NFZ. — Podczas wywiadu lekarz ocenia, czy pacjent nie jest zakażony koronawirusem, czy jego problemy zdrowotne wymagają wizyty w poradni, czy wystarczy konsultacja zdalna. Lekarz oceni również czy nie ma do czynienia ze stanem zagrożenia życia.
Zdalne konsultacje z pacjentem można realizować gdy telewizyta nie skutkuje pogorszeniem stanu zdrowia pacjenta ze względu na opóźnienie rozpoznania stanu chorobowego lub brak zastosowania właściwego postępowania diagnostyczno-leczniczego, jak również, gdy pacjent otrzyma wystarczającą pomoc zdalnie, bez konieczności osobistego kontaktu z lekarzem — mówi. — Jeśli pacjent ma problem z uzyskaniem pomocy medycznej, może zgłosić to do Narodowego Funduszu Zdrowia, np. dzwoniąc na bezpłatną, całodobową Telefoniczną Informację Pacjenta (800 190 590). Każda tego typu sprawa jest na bieżąco wyjaśniana — zapewnia Sylwia Wądrzyk.
Warmińsko-Mazurska Izba Lekarska broni teleporad, ale z pewnym zastrzeżeniem.
Nie jest tak źle?
— Według mnie nie jest wcale tak źle. Na każdym etapie może się zdarzyć człowiek, który popełni błąd. Sama udzielam teleporad i to jest rozwiązanie stosowane na całym świecie. Mam nadzieję, że u nas zostanie — nie kryje Ewa Zakrzewska z prezydium Okręgowej Rady Lekarskiej. — Trzeba mieć jednak wyczucie. Jeśli pacjent zgłasza bóle, ale nie ma temperatury, to wiadomo, że trzeba to zbadać osobiście. Najlepszą teleporadą jest sytuacja, w której znamy pacjenta. Są jednak błędy ludzkie. Na SOR przecież też zjeżdżają pacjenci i zdarza się, że umierają pod drzwiami — przypomina. — W kwestii teleporad nie ma w zasadzie czego dopracować, bo ona jest taka, jak lekarz — dobra, albo zła. Wszystko to kwestia dobrze przeprowadzonego wywiadu lekarskiego — podkreśla Ewa Zakrzewska. — Zauważmy, że lekarze nie są prawidłowo zabezpieczeni przed zakażeniem, bo możemy nie wiedzieć, że pacjent ma koronawirusa i w przypadku zakażenia zamykamy przychodnię na dwa tygodnie. Wtedy byłby dopiero problem z dostępem do lekarza. Zdarzyło mi się nawet, że pacjenci nie wiedzieli o możliwości skorzystania z teleporady i czekali pod drzwiami przychodni. Przychodzili np. z bólem nogi i wtedy ich wpuszczaliśmy, ale w medycynie, jak wszędzie, mogą zdarzyć się błędy. Trudno np. udzielić teleporady pacjentowi, z którym kontaktujemy się po raz pierwszy. Dlatego czasami pierwsza teleporada polega na umówieniu się na termin wizyty w przychodni. Nie leczymy więc — jak można usłyszeć — zaocznie anginy itd. W takich przypadkach zapraszamy pacjentów na wizyty. Co do dwulatka, to są pewne sytuacje, których nie można lekceważyć — dodaje. — W przypadku dzieci należy zachować szczególną ostrożność, bo dziecko nie powie, co mu dolega. Nie mam pojęcia, jak mogło dojść do takiej sytuacji — przyznaje.
Paweł Jaszczanin

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. A #2962949 | 10.10.*.* 22 sie 2020 18:01

    CZY U NAS W PRZYCHODNI KIEDYS BYLO NORMALNIE .....

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5