Nie zabaczta o Ankach

2020-08-02 12:00:00(ost. akt: 2020-08-03 10:09:58)

Autor zdjęcia: archiwum

Jo, widzita we, nie dożyliśwa jeszcze się obejrzeć, a tu dwa dni temu Anka przeleciała i fertyk. Jeden uczony to wej zrachował, że na świecie Anków je bodaj, między wszystkimi narodami aż jedenaście milionów. Wszystkie są gładkie na gębie dycht jak mleko z miodem, chociaż przysłowie o nich je picek szpetniejsze bo powieda, że od świętej Anki są chłodne wieczory i zimne poranki, to wieta równak nikomu nie zawadza bo niejden z nas ma brutkę Annę, kobietę, albo siostrę, a ja sóm miałem nawet prababkę Annę. Więc nie zbaczta w paciórkach o tych Ankach co żyją i o tych co kikują nas nas z tamtego szwata.
Raz wieta trafnąłem na jednego ochlapusa, zechlał się wej jucha tak feste, że ledwo trzymał się na kopylach. Spytałem go więc bez co się tak zechlał. Ajwten zaś odpyskował mi frechtownie tak: odknął się ciulu, zechlałem się bo moja babka ma dzisiaj imieniny, równak już wej dawno nie żyje. I wtedy przybaczyło mi się, że kiedy bołem tylkim szurkiem i latałem do kościoła na naukę to Dobrodziej, przy każdym kazaniu nóm przyklinał co byśwa szanowali swoich rodziców i krewniaków. Raz nawet z ambony powiedał nóm o tym jak biedna wdowa wyprowadziła swojego syna na wielkie i uczone panisko. Potem ten isty wielmoża naspraszał pewnego razu do swojego pałacu swoich znajomych bogaczy, w czarnych ancugach spod których wyglądały białe koszule ze szlipsami i westki z ketkami i zegarkami kapiącymi od złota. Kiedy wej już minęli trepy wyłożone tureckimi dywanami i wleźli na wypucowane do blasku pokoje uderzyły ich w ślepia dwie rzeczy: Pod kryształowym zwierciadłem w złotych ramach wisiała na haku sękata i obręptana kryka, taka wieta jaką podpierają się najlichliwsze wędry, a za dębowym polakierowanym stołem stojał zwyczajny nieheblowany stołek z jeglii. Goście wywalali gały na oną lichotę postawioną do pospołu z bogactwem i nie mogli niczego pojąć. Wtedy właściciel stanął za stołem i zaczon prawić tak: Z tą kryką wyrejzowałem dawno temu z lichej chałupy mojej matki Anny. Na puklu miałem eno liche chały, a w buksach ostatniego talara od matki. Zaś na ajwtym starym stołku siedziała moja matka przędąc na kółku wełnę z której robiła potem rozmaite chały coby mnie utrzymać bez to wyszedłem na ludzi. A tera moje ludzie wstrzymajta się picek z jedzeniem, aż przywiodę gościa najważniejszgo na tę ucztę, którą przyszykowałem. Wnet też przyprowadzioł pod rękę starą babuleńkę w czystych choć wyblakłych od prania kieckach, ale w złotych, wysadzanych brylantami brylach. - Oto moja Matka Anna, powiedział, a potem pocałował ją w obie ręce i dodał: Ajwtymi ręczyskami wyprowadziła mnie na ludzi, a za swe wielkie trudy i kocołowania nade mną nie wziena nic oprócz byrlów, kończąc uścisnął serdecznie matkę i posadzioł na najważniejszym miejscu - zakończoł Klimek. "Bejotes"
brutka - narzeczona
odknal się - odczep się
kryka - kij
ochlapus - pijak

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5