Podróże małe i duże: Kuźnia Dziadka Jana

2021-07-30 10:21:54(ost. akt: 2022-12-13 21:57:29)

Autor zdjęcia: Alina Laskowska

Są miejsca, które się odwiedza i na zawsze zostają w pamięci. Napotykamy je nieświadomi, jakich wrażeń mogą doświadczyć. W powiecie nowomiejskim jednym z takich miejsc jest Kuźnia Dziadka Jana w Gwiździnach. Ale to jeszcze nie wszystko...
Przy drodze z Gwiździn do Krzemieniewa (powiat nowomiejski), wśród wielu domostw, kryje się piękne miejsce zawierające w sobie wielką wartość historyczną, a także sentymentalną. Wizyta w maju czy czerwcu dodatkowo dostarcza wyjątkowych przeżyć, kwitnący rzepak i jabłonie, okalają budynki kryjące w sobie istne skarby, robiąc ogromne wrażenie.

Obrazek w tresci

Pośród jaskrawej żółci okolicznych pól znajdujemy Kuźnię Dziadka Jana. Szyld widoczny z daleka kieruje do posesji państwa Klonowskich. To właśnie pan Czesław z żoną Barbarą otwierają bramę, aby zabrać gości w niezwykłą podróż do przeszłości. Towarzyszy im gromadka roześmianych maluchów, ponieważ państwo Klonowscy prowadzą rodzinny dom dziecka.

Obrazek w tresci

Kuźnia Dziadka Jana to powojenny budynek, który pan Czesław ocalił od zapomnienia. Stworzył w nim wspomnienie swojego dziadka Jana. To miejsce, gdzie przedmioty z dawnych lat, mają swój azyl.
Po otwarciu drewnianych wrot, przenosimy się do czasów, gdy dziadek Jan i babcia Marta mieszkali w Gwiździnach. Można zobaczyć ich zdjęcia wiszące na ścianie kuźni i dzięki temu poczuć to miejsce o wiele bardziej.

Obrazek w tresci

— Wiele z przedmiotów w warsztacie dziadka Jana Klonowskiego pochodzi z bunkru, jaki znajduje się w Krzemieniewie. Wtedy po wojnie wszyscy brali z niego co popadnie — opowiada Czesław Klonowski. — Na przykład skrzynka, w której dziadek trzymał śruby, wcześniej służyła do przechowywania amunicji! Tak leży już 40 lat, odkąd dziadek zmarł, nic nie zmieniałem — dodaje.
Ilość przedmiotów robi wrażenie. Pan Czesław ciekawie o nich opowiada, tłumaczy i wyjaśnia przeznaczenie. Pokazuje, które zostały po dziadku i w jaki sposób się tam znalazły.

Obrazek w tresci

— Wiertarkę dziadek kupił od ruskich za butelkę spirytusu — mówi pan Czesław. — Wiele przedmiotów przynoszą ludzie. W domach, piwnicach czy na strychach jest bardzo dużo tego typu „skarbów”. Cieszę się, że trafiają do mnie. Mogę je wyeksponować i pokazywać kolejnym pokoleniom — dodaje właściciel kuźni.
Zachowała się także tablica z czasów wojny, gdy Jan Klonowski miał kuźnię w Krzemieniewie. Zdobi ona budynek do dnia dzisiejszego. Jan i Marta Klonowscy całą wojnę spędzili właśnie w Krzemieniewie, potem przeprowadzili się do Gwiździn. Tu urządzali się na nowo i mieszkali aż do śmierci. Pan Czesław mówi, że dziadek niewiele opowiadał o samej wojnie, froncie i swoich odczuciach. Było to piekło, do którego nie chciał wracać we wspomnieniach. Jednak w posiadaniu pana Czesława jest piękny, ciężki krzyż, któremu Jan Klonowski zawdzięcza życie.

Obrazek w tresci

— Dziadek przywiózł krzyż z Francji, z bitwy pod Verdun. Mówił, że krzyż ten uratował mu życie. Poszedł na front jak miał 17 lat, wrócił już jako 18 – latek. Był bardzo młody, niedojrzały — wspomina Czesław Klonowski i podkreśla, iż mamy olbrzymie szczęście, że żyjemy w czasach pokoju.

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci

Kolejne pomieszczenie to kuchnia babci Marty — prawdziwa eksplozja wspomnień i tęsknota za dzieciństwem. Tu też czas się zatrzymał. Ma się wrażenie, że babcia Marta wyszła na moment, zostawiając kuchnię wysprzątaną po obiedzie. Są tam przedmioty, które stanowią symbol powojennych czasów — makatki z hasłami wychwalającymi zasługi gospodarnej pani domu, kredens czy piękne filiżanki. Ogromne wrażenie robi piec kaflowy, który pan Czesław samodzielnie odtworzył.
— Niektóre kafle podarowali życzliwi ludzie. Piec działa. Mamy plany, aby w tym miejscu wypić herbatę czy zjeść gofry z ciężkiej, masywnej gofrownicy. Przysiąść przy stole i delektować się chwilą — opowiada pan Czesław.
Pobyt w kuchni to ogromna, sentymentalna podróż. Są detale, które znamy z domów naszych babć, haftowane firanki, szklanki w metalowych uchwytach, blaszki do babek i wielkanocnych baranków, które współcześnie Barbara Klonowska, żona pana Czesława, pożycza z kuchni babci Marty.

Obrazek w tresci

Kiedyś, aby urozmaicić sobie wystrój w domach, na ścianach malowało się wzory specjalnym wałkiem. W tym miejscu można sobie to przypomnieć. Dziś nikt tego nie robi, ale kiedyś to był prawdziwy hit. Na suficie wisi lampa, w zasadzie metalowy spodek, ale jak pan Czesław opowiada, to były pierwsze lampy po wprowadzeniu elektryczności. W kuchni nie brakuje także miejsca do zmywania naczyń. Na stojaku jest metalowa miska, obok stoi wiadro. Robi wrażenie, szczególnie teraz, w czasach zmywarek. Dziś mamy wszelkie udogodnienia, a kuchnia pamiętająca babcię Martę, ma w sobie niezwykły klimat, mimo iż funkcjonowanie w niej może wydawać się prawdziwą szkołą przetrwania.
Idąc na piętro budynku, można zachwycić się widokiem z tarasu, który okraszony kwitnącym rzepakiem i jabłoniami, zapiera dech w piersi.
— W oddali widać jezioro Rubkowo. To miejsce, w którym obozował Jagiełło w drodze na Grunwald. Jest udowodnione, że Jagiełło w tym miejscu naradzał się, gdzie ruszyć. Pewnego razu, gdy była susza na polu, zadałem sobie trud i zacząłem kopać. Okazało się, że pod ziemią ukryty jest trakt. Podobno w starych mapach rzeczywiście jest tam droga. Przebiega przez pole, podwórko aż do dzisiejszego asfaltu. Pragnę postawić znak, drogowskaz, aby inni mogli się o tym miejscu dowiedzieć, udać się nad jezioro Rubkowo śladami Jagiełły — planuje mieszkaniec Gwiździn.

Obrazek w tresci

Piętro budynku to prawdziwe muzeum. Niezliczona ilość precyzyjnie wyeksponowanych, posegregowanych, pięknych i zaskakujących przedmiotów. Wszystko po dziadku Janie, ale także podarowane, kupione lub znalezione. Tu jest ich miejsce, tu można je podziwiać, poznawać. Pan Czesław fantastycznie o nich opowiada, wyjaśnia przeznaczenie niektórych z nich, które dziś może nie być tak oczywiste. Pierwsze projektory, telewizory, pralki, sanki, młynki do kawy, syfony, maszyny do pisania to tylko kropla w morzu wszystkich przedmiotów. Do tego dochodzą przeróżne bibeloty, obrazy i dewocjonalia.

Obrazek w tresci

Można tu na moment usiąść i poczytać stare gazety informujące o tym, co działo się na świecie i w kraju kilkadziesiąt lat temu. Wszystko to w miejscu stylizowanym na przytulny pokój, pod lampą z abażurem na wygodnym fotelu, z czasów PRLu. Bo właśnie czasy Polskiej Republiki Ludowej zajmują sporą część tego pokoju. Wiele osób z pewnością je pamięta, wywołują wspomnienia, wzbudzają ciekawość młodych pokoleń. Warto zatrzymać się przy nich na dłużej i posłuchać pana Czesława.
Sporo miejsca zajmuje gablota z dokumentami. To kawał historii osób, regionu i Polski. Można obejrzeć legitymacje, odznaki i dyplomy.
— Chcę wszystko ocalić od zapomnienia. To hasło przyświeca mi w tworzeniu tego miejsca. Zbieram wszystko z miłości do przeszłości, z szacunku do historii i chcę pokazać innym. To miejsce nieustannie się tworzy, każdy nowy przedmiot wnosi nową wartość. Nie chcę trzymać wszystkiego w skrzyniach. Zachęcam innych do pokazywania przedmiotów, do dzielenia się — zaprasza nasz rozmówca.
Spotkanie z Czesławem Klonowskim w Kuźni Dziadka Jana to niezwykły przystanek na historycznej mapie regionu. Miejsce, gdzie przeszłość można dotknąć i poczuć, uśmiechnąć się i wzruszyć, zadziwić i zaciekawić. Dzięki opowieściom właściciela można przeżyć wyjątkową lekcję historii.
— To miejsce nie ma nawet roku. Byłem gotów, aby przyjmować uczniów z lokalnej szkoły. Niestety koronawirus pokrzyżował moje plany. Jednak po telefonicznym kontakcie, można się spotkać i nas odwiedzić. Jeśli ktoś ma schowane przedmioty, które mogę ocalić od zapomnienia, chętnie je przyjmę. Zadbam o nie i nie pozwolę o nich zapomnieć — zapewnia pan Czesław.
„Kuźnia Dziadka Jana. Nasze muzeum.” jest możliwa do obejrzenia po uprzednim kontakcie — tel. 693 702 263.
Alina Laskowska


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5