Pszczelarstwo? To nie hobby, to ciężka praca

2020-07-21 12:00:00(ost. akt: 2020-07-21 13:12:40)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Pszczelarz - zawód stary jak świat. Aktualnie uprawiany w Lubawie i okolicy przez 24 osoby. Wśród nich są Martyna i Andrzej Licznerscy. Swoje pasieki mają w Lipach i w Kuligach (powiat nowomiejski).
Pszczelarz to zawód uprawiany najczęściej przez całe pokolenia...

– U nas to trochę inaczej. Pasiekę prowadzimy razem z żoną Martyną od 2013 roku. To niedługo, tylko siedem sezonów. Pierwsze rodziny pszczele kupiliśmy w 2013 właśnie. Na tych siedmiu rodzinach zaczęliśmy naszą przygodę z pszczołami. Było to na początku naprawdę trudne, bo są to stworzenia bardzo wymagające i nieprzewidywalne. Każdy sezon pasieczny jest inny, pożywki inne, pogoda zmienna. Bardzo ciężko, będąc początkującym pszczelarzem, poradzić sobie z tym wszystkim. Z biegiem czasu to się zmieniło. Od kilku lat zimujemy około 50 rodzin pszczelich.

Co to znaczy "zimujemy"?

– Zimowanie to przygotowanie pszczół do zimy. Pszczoła letnia, czyli ta, która teraz pracuje w polu, żyje od 30 do 40 dni. A zimowa, wygryzająca się, czyli wychodząca z komórki, od 15 sierpnia, potrafi przeżyć do 9 miesięcy, czyli całą zimę. Jej jedynym zadaniem zimą jest utrzymanie temperatury w gnieździe, czyli w kłębie zimowym. Mają chronić matkę i od wiosny startują do nowego sezonu. Pszczoła letnia jest po to, by do gniazda dostarczać miód, wodę, wychowywać młode pokolenie.

Jaką rolę państwo odgrywacie w przygotowaniu do zimowania?

– Przygotowujemy odpowiednio ule. A pszczoły są pozostawione same sobie. Zimy się nie boją. Jeśli są dobrze przygotowane, nakarmione... Pszczoły zimuje się na syropie cukrowym, bo jest dla nich łatwiejszy do strawienia. Miód się składa z dużo bardziej złożonych cukrów, dlatego się im go zabiera. Za to dajemy im na jesieni syrop cukrowy, na którym one zimują. Trzeba tez wyleczyć rodziny. Jedną z poważniejszych pasożytów jest waroza. Nieleczone nijak rodziny nie mają szans na przetrwanie. Może przeżyją tę zimę, ale w następnych sezonach ulegną zagładzie. Są leki, to znaczy chemia. Są też naturalne sposoby, jakieś kwasy, cola, albo cukier puder, który pszczoły strząchują, ale to są sposoby zbójeckie. Jest nakaz leczenia. Pasiekę się zgłasza do Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego. Waroza przenosi się nie tylko w gnieździe, z rodziny na rodzinę, ale tez z pasieki na pasiekę. Są sytuacje, gdy pszczoły się wymieniają, na przykład rabunki. Te pasożyty się wówczas przemieszczają. Gdyby się trafiła pasieka nieleczona, są też zagrożone inne, okoliczne pasieki. Nawet, jeśli ktoś sobie dobrze radzi i leczy swoje pszczoły, może coś "dostać" z zewnątrz i będzie problem.

Rabunki?

– Jeśli ul jest nieodpowiednio zabezpieczony, to pszczoły potrafią jedne drugim zabierać miejsce. Słabsze muszą ustąpić, a do ula wejdą silniejsze. To jest bardzo częste, dlatego pszczelarz musi pilnować pasieki. Kiedy rodzina jest słabsza, trzeba regulować wylotek ("drzwi" ula), żeby mogły się obronić. To jest ciągła praca przy pszczołach, żeby takich skrajnych przypadków uniknąć. Waroza zostaje też na kwiecie. Ma wielkość łebka od szpilki, wpija się w pszczołę i ja wysysa. Kiedy owad jest już słaby, waroza zostaje na kwiatach i przechodzi na inną pszczołę, a z nią – do innego ula.

Bycie pszczelarzem to kawał ciężkiej roboty. Ile razy dziennie jest pan na pasiece?

– W sezonie od kwietnia do końca lipca każdy wolny czas tam spędzamy. Przy 50 rodzinach to się nachodzimy. Jesteśmy z żoną operatorami w zakładzie IKEA. A zaraz po pracy, w każdym wolnym czasie – pasieka. Przez te 4 miesiące zaraz po pracy zawodowej ruszamy tam. W czasie pandemii były przestoje. Akurat w dobrym czasie, kiedy w pasiece było najwięcej pracy. Ale muszę podkreślić, że ja to lubię, tam się odstresowuję, spędzam czas tak, jak lubię: wśród przyrody.




Żeby się zabezpieczyć przed pszczołami, zakłada pan kombinezon?

– Tak, dodam, że jest pod nim bardzo gorąco, bo trzeba się ubrać w ten sposób, by pszczoły nie miały możliwości dostępu do ciała. Są dni, kiedy pozwolą pracować bez rękawic, czy też można poluźnić kombinezon. W takie dni, gdy pogoda jest niesprzyjająca, burzowa, pszczoły bardzo mocno reagują na wykonywane prace. Trzeba się wtedy dobrze zabezpieczyć, bo jeśli poczują miejsce, gdzie mogą żądlić, to nie odpuszczą. I ta pszczoła traci żądło i umiera. Czyli zabezpieczając się, nie dając jej szansy na żądlenie, chronimy i siebie, i pszczoły. Są dni, kiedy trzeba odpuścić. Atmosfera jest na pasiece niesprzyjająca wszelkim robotom. Nie da się nic robić. Potrafią uderzać w odymiacz. Nie zdziałają, ale atakują.

Czuć agresję?

– Trzeba się wycofać i czekać na lepszą pogodę. Staramy się selekcjonować matki, wymieniać je na hodowlane, żeby agresji nie było. Nie zawsze się da. Materiał genetyczny się wymienia, pszczoły się zapylają same. Matka się unasiennia poza ulem, może to zrobić z trutniem spoza naszej pasieki. Krew się wymienia. A tam mogą być pszczoły agresywne.

Nie ma do końca kontroli.

– To są owady, nie można im nakazać, dokąd mają lecieć.

W takim razie skąd wiadomo, że ten miód jest faceliowy, a inny – rzepakowy?

– Z powodu na przykład okresu kwitnienia roślin. Na przykład w maju nie odwirujemy gryczanego. Za to jest mniszek i rzepak. I druga sprawa - jeśli w danej okolicy, w bardzo bliskiej odległości, występuje jakaś roślina, to pszczelarz widzi, w jakim kierunku latają pszczoły. Sami też im narzucamy bazę pożytkową, czyli siejemy rośliny miodne. Przy pasiece mamy ziemię, siejemy facelię. Wiadomo, że miód będzie faceliowy. Sadzimy akacje, jeszcze nie kwitną, ale w przyszłości zwiększą nam bazę pożytkową, żeby pszczoły miały jak najwięcej pracy.

Jecie państwo dużo miodów?

– Tak. Coraz więcej. Kiedyś za dużo nie jadłem, ale teraz się coraz bardziej przekonuję do niego. Miód to nie jest jedyny produkt, który pozyskuje pszczelarz. Jest też pyłek kwiatowy, bardzo cenny zbiór witamin.

A pierzga?

– Pierzga jest lepsza, tylko że trudna do pozyskania. To jest przetworzony przez pszczoły pyłek i zmagazynowany w komórkach. Ramkę trzeba zniszczyć, wosk wykruszyć... Niektórzy pszczelarze się tym zajmują, ale to jest bardzo czasochłonne. Dlatego w sprzedaży głównie jest pyłek kwiatowy. My też pyłek pozyskujemy i spożywamy. Zwłaszcza wiosną i jesienią. Można sobie odporność podratować. Chciałbym też podkreślić, że pszczoła jest wskaźnikiem tego, co się złego i dobrego dzieje w ekosystemie. Dlatego powinniśmy na te owady dmuchać i chuchać.

Jak wpadliście państwo na pomysł takiego hobby? Sam zawód ma bardzo długą tradycję.

– Mój świętej pamięci dziadek przez długie lata był pszczelarzem. Nie pracowałem nigdy u niego na pasiece. Nie pomagałem mu przy pszczołach, ale byłem z nimi oswojony, nie bałem się ich. Uprawialiśmy z żoną rośliny: gorczycę, facelię. Widziałem, że pszczoły sobie na nich bzykają. Powstał pomysł, żeby mieć swoją rodzinę pszczelą, żeby z naszego pożytku, z naszych upraw korzystały. To miało być tylko hobby, ale bardzo się ono rozrosło. To już ciężka praca, z której czerpiemy dużo radości. A pieniądze? To, co zarobimy na sprzedaży miodów czy świec z wosku, jest niewspółmierne do włożonych pieniędzy i pracy. Chociaż muszę przyznać, że przy pięćdziesięciopniowej pasiece są już jakieś wpływy.



Rozmawiała: Edyta Kocyła-Pawłowska



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5