Już jutro, widzita wej Lipki

2020-06-27 12:00:00(ost. akt: 2020-06-28 08:31:08)

Autor zdjęcia: archiwum

Jo, kiedy wieta rozsiedliśwa się już przy stoliku w laubie Klimek zaczon tak: Na, tu wej mata trzuskawki z faryną. Jak się nimi potrachterujeta już z daleka poduftuje wóm Lipami. Nigdy wej nie zabaczę jak fejnacko wyjrzały Lipki kiedy byliśwa jeszcze szurkami. Wtedy wej każdy gnał ze swoją kompaniją i śpiewał na całe gardło pobożne pieśni, zara potem insze famielije jechały wozami, winerkami, a co bogatsze gbury to nawet wolantami, do onego świętego miejsca. Plac kiele lipskiego kościółkawyjrzał dycht jak jakie wojskowe obozowisko - wóz przy wozie, szkapa wieta przy szkapie, dyszel przy dyszlu - wszystko w kupie. Po nabożeństwach każdy odwiedzał krewniaków, powinowatych i znajomych, kręcących się kiele furmanków jak krezle. Potem wej łaziliśwa po budach. Ten i ajwten kupał za uszaprowane trojaki pierniki, rozmaite strzelawki, a podśwniciaki i absztyfikanty zorgowali dla swoich brutków i frejlinków pierścionki z tygrysiem oczkiem, korale, bransolety i insze świecidełka. Znowuj najmłodsze gzuby jamrowały o gliniane kuraki co piszczały, jak im się dmuchało w zadek, abo drewniane motyle co klekotały skrzydłami jak wietrak na górce. Na końcu gnaliśwa nazad do wozów obaczyć czy aby szkapa się nie zluzowała abo broń Boże nie zagździła, a potem jak kto już wej boł po przyjmankach, dawał się z duszą na puklu do słuchalnicy coby wszystkie swoje bezceństwa dobrodziejowi wyznać. Rojbrów takich wielkich to jeszcze między nami nie było więc powiedaliśwa wiele razy byliśwa na ogórkach, na jabkach abo świeżych rediskach u szószadów, ila razy wyżeraliśwa z komory karmelki, rodzynki abo szekuladę z migdałami. Najgorzej mieli te co wybierali ptaszkom jajka z gniazdków - ajwtych Dobrodziej tak weste tarmosiił za uchale, że aż łeb stukał o słuchalnicę.
Dzisiaj wej jak wspominom to wszystko to potem we śnie zwidują mi się niektóre krewniaki i kumple co już przewędrowali ziemską procesyjo i są już na końcu życiowej sztecki. Tera wej siedzą na niebiańskich chmurach, przecierają gały i dziwują się, że w Lipach zamiast furmanków i szkapów, stoi wej pełno rozmaitych szpurladów co się nazywają samochody i duftują na wszystkie strony pytrólką, smarugą i gnają tak fatko ak kiedyś lubawska bana. Przeńdzie mało wiele czasu, a odpust zakończy się i cała rzęgawa onego żelastwa pokulga się fatko jak eno będzie mogła na wszystkie strony szwata. Nic równak jej się nie stanie bo wej na niebie będzie latać cała chmara Bożych aniołów stróżów, a na dole szoferów będzie pilnować lubawska policyja i fojerwera ze świętej Ziemi Lubawskiej. I wej na ten czas nastanie pokój Boży, bo nikt co się spowiedał nie wleje w siebie sznapsa, bremuchy ani nawet bejery - zakończon Klimek. "Bejotes"

Otoczenie odpustu w Lipach (lata trzydzieste XX wieku)
fot. z archiwum Krzysztofa Kliniewskiego

absztyfikant - zalotnik
bana - pociąg
brenucha - przepalanka
bejera - piwo
faryna - cukier
famielija - rodzina
lauba - altana


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5