Wielki "nowojorczyk" kradnie polskie serca

2017-08-22 09:00:00(ost. akt: 2017-08-22 09:39:52)

Autor zdjęcia: Błażej Urbański

Ciężko gdziekolwiek zaparkować, manewruje się nim, jak ciężarówką, spali tyle, ile się do baku wleje, a jednak mimo tylu "przeciwności losu" jest dla właściciela niczym członek rodziny. Należący do Mateusza Skorupskiego Cadillac de Ville to niesamowity samochód, który wszędzie przykuwa uwagę przechodniów, a także - a może nawet przede wszystkim - innych kierowców.
Pasja do starych, amerykańskich aut towarzyszyła 26-letniemu Mateuszowi Skorupskiemu od dziecka. Marzenia kiełkowały powoli, stawały się coraz bardziej realne, aż w końcu doszło do ich zrealizowania. Choć w zamyśle na przydomowy parking miało trafić inne auto, to jednak "Cadiego" od pierwszego wejrzenia pokochali wszyscy członkowie rodziny.

— Od zawsze marzył mi się Mustang, bo to klasyka gatunku, ale nie mogłem znaleźć żadnego fajnego, czyli odpowiednio zachowanego i za rozsądne pieniądze — mówi pan Mateusz i dodaje, że nie rezygnuje z tego celu. — Kto wie, może w przyszłości jeszcze się trafi i wtedy będę mógł sobie na takiego pozwolić. Marzy mi się kabriolet, ale w tych rocznikach o takiego ciężko…
To marzenie na razie zostało jednak odłożone "na półkę", a do podlubawskiego Tuszewa trafił ponad 50-letni Cadillac de Ville. Kultowy krążownik amerykańskich szos został sprowadzony na Stary Kontynent z Nowego Yorku w 2010 roku przez mieszkańca Szczecina. Tam też został odrestaurowany i trzeba przyznać, że pierwszy polski właściciel włożył w tę pracę wiele serca (i zapewne pieniędzy). Cztery lata temu wymieniona została skórzana tapicerka, a prace wykonano z taką dokładnością, że wyszyty na przedniej kanapie herb Cadillaca od razu przykuwa wzrok.

— Jest jeszcze kilka elementów, nad którymi będę chciał popracować, ale to tylko detale, bo najważniejsze prace zostały już wykonane — mówi pan Mateusz.

Cadillac rocznik 1963 to prawdziwy "potwór" - ma prawie 6 metrów długości i ponad 2 szerokości, a rozstaw osi to 330 cm. Ważący 2,3 tonu samochód musi mieć potężny silnik, dlatego pod maską umiejscowiono widlastą V8 o pojemności 6400 centymetrów sześciennych i 325 koniach mechanicznych oraz prawie 600 Nm momentu obrotowego. De Ville nie jest demonem szybkości, ale pan Mateusz mówi, że rozpędził już swoje auto do ok. 160 km/h.
— To tylko tak z ciekawości, bo on ma po drodze płynąć, a nie pędzić — śmieje się właściciel.

Takie testy to jednak kosztowna zabawa, bo ogromny silnik ma też ogromny apetyt na paliwo. Stare, motoryzacyjne porzekadło mówi, że samochód pali tyle, ile się do baku wleje, i w tym przypadku nie może być inaczej. Blisko 80-litrowy zbiornik przy naprawdę spokojnej jeździe pozwala przejechać ok. 500 km, ale kiedy tylko mocniej wciśniemy pedał gazu do podłogi, wtedy i 20 l na 100 km mu nie wystarczy.

Majestatyczny krążownik nie został jednak stworzony do bicia rekordów prędkości. Jego imponujące rozmiary i kształty działają na wzrok przechodniów i innych kierowców niczym magnes. Podczas krótkiej przejażdżki ulicami Lubawy ludzie nie pozostają obojętni i nie kryją słów podziwu. Na jednym ze skrzyżowań do Cadillaca podbiegł nawet nastolatek z telefonem komórkowym i poprosił pana Mateusza, by nie ruszał za szybko, bo chciałby sobie zrobić selfie z autem.

— Powoli się do tego przyzwyczajam, bo rzeczywiście samochód robi duże wrażenie i ludzie często mnie zaczepiają. Kiedyś w trasie zatrzymali mnie nawet policjanci. Przez chwilę zastanawiałem się czy przekroczyłem jakieś przepisy, ale szybko okazało się, że chcieli tylko porozmawiać i zatrzymali mnie z ciekawości — wyjaśnia z uśmiechem.

Choć auto ma już 54 lata, to jednak jego stan i zastosowane w nim rozwiązania techniczne robią wrażenie i potrafią zadziwić. Samochód ma automatyczną skrzynię biegów, tempomat, klimatyzację, czyli wcale nie ustępuje wyposażeniem fabrycznie nowym pojazdom. Ciekawostką jest natomiast umiejscowienie włącznika tzw. długich świateł, który jest w… podłodze, po lewej stronie pedału hamulca. Warto zwrócić uwagę także na kontrolki kierunkowskazów, które nie mrugają tak, jak w dobrze nam znanych samochodach obok licznika, a zostały zaprojektowane na… masce, nad światłami.

— To nie wszystkie udziwnienie, bo na przykład chcąc wymienić oponę lewarka nie można włożyć gdzie się chce, a jedyne miejsce przeznaczone do tego jest pod bagażnikiem — opowiada Mateusz Skorupski.

W najbliższym czasie szczęśliwego posiadacza krążownika szos czeka inwestycja, ponieważ lato powoli się kończy, przyjdą deszcze, po nich śnieg i mróz, a de Ville nie może stać cały czas pod chmurką. Co prawda pan Mateusz ma garaż, ale "skrojony" pod europejskie auta, które gabarytami znacznie ustępują Cadillacowi.

— Muszę chyba pomyśleć o założeniu działalności. Ludzie zaczepiają mnie i pytają o wożenie młodych par na weselach, to samochód mógłby zarobić parę złotych na utrzymanie. A jakby dobrze poszło to może Cadillac doczekałby się u swojego boku tego wymarzonego Mustanga cabrio — kończy rozmarzony pan Mateusz, czego mu oczywiście życzymy.

Błażej Urbański


Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. rak pożera coraz więcej ludzi #2311528 | 89.228.*.* 22 sie 2017 10:38

    takie samochody to ogromne truciciele powietrza

    odpowiedz na ten komentarz

  2. eryka #2311526 | 83.6.*.* 22 sie 2017 10:33

    Polska to piękna kraj. Wszystkie ludzia jeździć audikami, bmkami i cadilacami.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  3. Ignacy #2311522 | 83.6.*.* 22 sie 2017 10:26

    Paliwo w USA od zawsze było tanie. Do 1975 roku jego ceny były niewyobrażalnie (dla mieszkańców tzw. Zachodu) niskie. Samochody po pojemności 6.0 l były "na porządku dziennym". były to samochody bardzo bezpieczne. Znam przypadek gdzie kierujący wyszedł bez szwanku (ze szpitala po wypadku wypisano go po dwóch godzinach badan) a samochód skosił latarnię na słupie betonowym, zaporę oraz otrzymał cios z tyłu. W jakimkolwiek samochodzie "europejskim" ten kierowca leżałby w piachu zaraz po wypadku. Zatem "przepłacanie" nawet latami za paliwo się kiedyś stokrotnie zwróci. Takie są opinie Amerykanów. Sam przesiadłem się z Fiata 126p (600ccm) do Oldsmobila (dwudrzwiowego) o pojemności ponad 6 litrów (automat) i wiem co to za samochód. Silniki tych samochodów obciążone są w 20-30% zatem nigdy się nie psują. Samochody japońskie dopuszczone na rynek amerykański mają bardzo silne zabezpieczenia przeciwzgniotowe w postaci bimów w drzwiach, wzmocnione zderzaki. Podobnie samochody z Niemiec. Zakupiony na rynku niemieckim np. mercedes nie może być w USA zarejestrowany z uwagi na brak zabezpieczeń podróżnych. Te elementy (oprócz jakości dróg) mają wpływ na poziom wypadków smiertelnych na drogach USA.

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5